Nie musisz być ekologiem – bądź aktywny w trosce o zdrowie swoje i bliskich! A w tym celu nie wahaj się stawiać pytań…
Dla kogo są miejscy radni?
Z dumą sprawują swoje funkcje, lecz w czyim interesie: obywateli, czy deweloperskich karteli? Jakie konsekwencje grożą im za niespełnienie tego, co ślubowali czynić w Radzie Miasta Lublin dla dobra ogółu? Te pytania nurtują lublinian z pozycji bezsilnych obserwatorów, gdy w ratuszu oto ważą się losy najpiękniejszego obszaru miejskiej zieleni w Polsce, jaki można mieć blisko śródmieścia. To Górki Czechowskie, gdzie inwestor planuje tysiące mieszkań w ponad setce bloków wysokościowych. Co na to mieszkańcy 700-letniego grodu?
Warto zauważyć, że politycy, którzy nie czują w swym działaniu kontroli społeczeństwa idą na manowce, nadużywają swej władzy. Upolitycznieni urzędnicy podejmują wówczas decyzje sprzeczne z interesem mieszkańców. Tak może być i w Lublinie. Tutaj lokalne media (prasa, radio, TV – powołane do patrzenia władzy w dokumenty) nie biorą w obronę obywatelskich interesów, nie krytykują decyzji urzędników – zwłaszcza, gdy te dotyczą mocno dyskusyjnych relacji z inwestorami. Przynajmniej w tym przypadku.
Mamy tego dowód, gdy media od blisko roku milczą albo są dyspozycyjne w kwestii oburzającej dziś opinię publiczną. Chodzi o przewidywaną zgodę ratusza na zabudowę co najmniej 41 ha terenu Górek… Może to nastąpić po głosowaniu Rady Miasta nad zmianą „Studium warunków i kierunków zagospodarowania” i Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego – to dokumenty istotne nie tylko dla dzielnic Czechów Południowy i Czechów Północny ale dla całej aglomeracji.
Niezwykle trafnie ale i śmiało opiniuje tę ponurą perspektywę Rada Kultury Przestrzeni będąca (nota bene) ciałem doradczym prezydenta Lublina. Vide: http://ulublin.eu/interwencje/stanowisko-rkp
Kto „oczekuje” na zgodę radnych?
Zdaje się nim być inwestor mający już gotowy projekt wybudowania na tym gruncie ok. 4 tys. lokali w ponad 100 blokach mieszkalnych – duża ich część o wysokości 15 pięter! Wyobraźmy sobie zatem na dziewiczym terenie (wyglądającym sielsko niczym lubelskie „mini Roztocze”) kilkadziesiąt bloków wielkości… rektoratu UMCS. Blokowisko to zamknęłoby od strony północnej jedyny korytarz napowietrzający Lublin. Wówczas śródmieście stopniowo zatopi się w smogu pobliskich arterii drogowych. Również od zanieczyszczeń z pieców opalanych węglem – i zresztą „czym popadnie”, których w okolicznych domkach Sławina są tysiące.
Jasno bowiem udokumentowano (w raportach ekspertów nauk przyrodniczych i medycznych), że „zaBLOKowanie” Górek okaże się w dłuższej perspektywie szkodliwe w wielu aspektach zdrowia ludzki. Dlaczego? Bowiem normy zanieczyszczenia powietrza już zostały tutaj poważnie przekroczone, a wskaźnik ocieplenia lokalnego klimatu rośnie średnio o +2 stopnie rocznie przy średniej globalnej rzędu + 0,97 stopnia C (w tej materii odpowiednie dowody posiada Józef Nowomiński, aktywista dzielnicy Tatary, który dzięki nim przyczynił się do porażki obłąkańczego projektu fundującego miastu… elektrownię na słomę!).
Gdzie instynkt samozachowawczy?
On winien nakazać lublinianom ochronę przed planową, w tym przypadku sensu stricto, degradacją (urbanistyczną) enklawy zieleni będącej wszak największym w mieście dostarczycielem tlenu. Czy nikt planujący budżet miasta nie myśli o wzroście kosztów zdrowia publicznego, który wyniknie z zaniechania w tej sferze?
Polacy oddychają najbardziej zanieczyszczonym powietrzem w całej Unii Europejskiej. Skutki tego można zauważyć już w wielu aglomeracjach kraju. Alarmistyczne komunikaty mówiące wręcz o degradacji powietrza (poprzez smog i zapylenie) płyną stale z Krakowa, Katowic, Nowego Targu, a i wielu miast centralnej Polski. Jasne, że owe ekologiczne zagrożenia można w lubelskim ratuszu – także wśród mieszkańców – cynicznie wyśmiać. Ale groźby utraty zdrowia lub życia już nie!
Nie bez znaczenia jest też ochrona wizerunku Lublina. Bowiem coraz to nowe osiedla na Czechowie i Sławinie tworzą od północy zwartą pierzeję blokowisk – a jedyny „wyłom” w tym murze, na oddech stanowią tu właśnie wysycone zielenią Górki. I oto teraz „lubelscy urbaniści” pragną ją zabetonować… Czy ktoś we władzach miasta jest konsekwentny, skoro tenże argument dziedzictwa krajobrazu urzędnicy brali pod uwagę odrzucając projekt spalarni słomy na Tatarach – przypomnijmy, że zdecydował o tym m.in. zbyt wysoki komin! Tymczasem tutaj nikomu nie przeszkadza planowana panorama wysokościowców?
Apel do radnych miejskich Lublina?
Tak. Jest on obecnie w myślach i duszach tysięcy lublinian. To wołanie o odpowiedzialność wobec mieszkańców, a nie tylko doraźnego układu politycznego. Dopilnujmy, by nad zmianą „Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania” oraz MPZP głosowano na rzecz obywateli, za sprawą żywotną dla społeczeństwa, a nie zlegając inwestorom kierującym się jedynie zyskiem. Wymagajmy od naszych radnych dalekowzroczności w ocenie terenu budów, a nie poddaństwa wobec faktu, że łatwo jest w ten sposób ściągać pieniądze do budżetu miasta – zadłużonego już i tak betonowymi inwestycjami. Bo w Lublinie mamy aglomerację o absurdalnej dziś przewadze infrastruktury (asfaltu dróg i betonu obiektów) nad zieloną tkanką przyrody niezbędną do życia…
Prawdziwy gospodarz, dobry ekonomista kieruje się długą perspektywą a nie tylko doraźną korzyścią z gruntu (chyba, że ów grunt pali się pod stopami skutkiem nadmiernego zadłużenia, gospodarowania niekiedy na wiwat). Zabetonowanych terenów w Górkach Czechowskich nic nam już nie przywróci, a skutki tej decyzji odczujemy wkrótce my wszyscy w obecnym pokoleniu oraz następnych. Dziś zostało niewiele czasu by przekonać o tym zagrożeniu 31 miejskich deputowanych. W ciągu kilku najbliższych miesięcy rozstrzygną oni na posiedzeniu Rady o losie tej życiodajnej przestrzeni.
A może mamy obywateli bez-radnych?
Sprawdźmy to u samych rajców. Nadarza się okazja by korzystać z ich skrzynek pocztowych stojących w ratuszu, z adresów mailowych i telefonów (dostępnych w Internecie), wreszcie z ich biur na terenie miasta. Zadawajmy im pytania o swoją przyszłość wynikającą z ich decyzji… Radni bowiem mają służyć mieszkańcom, których reprezentują, a nie koniunkturalnej władzy wykonawczej w ratuszu – no chyba że nasz samorząd jest fikcją?
Sprawdźmy to i wśród swoich przyjaciół, znajomych. W dalszych rozmowach i debatach na temat losu naszych Górek warto wskazywać nie tyle argumenty przyrodnicze (że ileś tysięcy drobnych zwierząt i tyleż drzew wkrótce tutaj umrze) czy finansowe (że na zmianie planu zabudowy pieniądze zyskuje tylko deweloper, nie Miasto Lublin i mieszkańcy). Najistotniejsze dla sprawy są dowody o niebezpieczeństwie dla żywych organizmów. A te z łatwością znajdziemy w wynikach badań lekarzy ze Śląskiego Centrum Chorób Serca o tym, że smog powoduje zawały i udary mózgu: http://smoglab.pl/lekarze-ze-slaskiego-centrum-chorob-serca-smog-powoduje-zawaly-i-udary-mozgu/
To przykre, lecz trudno perswadować innym ukazując jako wzór ekologiczny zapał obrońców tego terenu – generalnie mało to skutkuje. Może bardziej przekonujące okażą się doniesienia o obywatelskich akcjach ochrony swojego środowiska – jak choćby te podjęte przez grupę artystów Krakowa, gdzie trudno dziś każdemu oddychać. W walce ze smogiem szukają tam wsparcia nawet w Watykanie, jak przed papieską pielgrzymką do Polski, gdy można było przeczytać: „Papieżu Franciszku! Pomóż nam! Smog zabija nas codziennie! Twój głos może uratować tysiące mieszkańców Krakowa” – apelowano.
Co na to lubelska bohema artystyczna? Poprzez rozmaite pikiety i happeningi pod ratuszem głośno wspierają kampanie obrony: zwierząt, drzew, gór, dolin i całych połaci zieleni wszędzie, nawet w Amazonii – tylko nie we własnym mieście… Dlaczego tutaj nie słychać ich głosu?
Marek Rybołowicz